Nawet
nie wyobrażacie sobie, jak wiele można zaobserwować podczas mało atrakcyjnej
pracy, która sprawia, iż nawet najbardziej zacieszne osoby marzą o chwili, gdy
nie trzeba rozciągać ust w sztucznym uśmiechu uprzejmego zainteresowania, osobami
nie zasługującymi na nie w żadnym stopniu. Dodajmy do tego koszmarny ból nóg,
komentarze w stylu: „Ale pani dobrze, tak spokojnie…” i zdecydowanie namacalnie
odczuwaną nudę… jak ja bym się z chęcią zamieniła na choćby układanie towaru,
albo bo ja wiem – noszenie pustaków?
Cóż,
aby żyć trzeba robić, a że w mej przepięknie upadającej mieścinie nie ma
perspektyw na nic innego stoję i obserwuję, i myślę czasami o strasznych
rzeczach, o których zapewne nie raz jeszcze napiszę.
Z
dnia dzisiejszego parę refleksji na temat tego co w potencjalnym kliencie
wkurza, zadziwia i pobudza wyobraźnię bo cóż tez mogą robić takie sławy, jak
pani Nowak zaistniała na czerwonym dywanie marketu, tuż po jego otwarciu (od
tego czasu nie schodzi ze sceny)?
Dzisiaj
widziałam Putina i Johna Lennona. John patrzył na wszystko przez okrągłe,
zielone okulary, Putinowi przyczepił się do nosa jakiś biały proszek (Czyżby
posypka dla niemowląt?). Żaden nie chciał ciasteczka pełnego zbóż i witamin,
Patrzyli szklistym wzrokiem wielkiej gwiazdy, jakby główna alejka sklepu była „Aleją
Sław”, a staruszka, którą jeden z nich popchnął (nawet nie zauważając) fanką
spragnioną skąpania się w ich blasku.
Ja
z moim obowiązkiem proponowania produktu każdemu, kto się nawinie musiałam być
w ich oczach jednym z dziennikarzy, krwiożerczym paparazzi dążącym do wywiadu
lub (o zgrozo!) producentem węszącym
mamonę płynącą z zaskarbienia sobie naszych znakomitości.
Za
Johnem szła niejaka Marylin. Blond loki podskakiwały za każdym razem, gdy
ujrzała mega promocję, a sztuczny śmiech zwalał z nóg najtwardszych graczy. Pani Tyszkiewicz nie pozostając za nią w tyle miażdżyła
każdego wyniosłym wzrokiem.
Tacy
są ci nasi klienci, do których na chwilę zakupów należy cały świat.
Chwała
Bogu, że ze mnie marny szaraczek, na osiem godzin zamknięty w myślach
nie-do-poskładania, uśmiechający się często nader sztucznie i nieprzytomnie, mężnie
stający się przetrwać czas pracowniczego terroru. Inaczej ich zachowanie już dawno zachwiałoby
moją samoocenę – bo chociaż jestem mała, to raczej nie niewidzialna?
Gdy
wykonujesz pracę, która cię nie satysfakcjonuje (słowem nie da się na niej w
pełni skupić) różne marzenia snują się po głowie. Dzisiaj zdążyłam być uznanym
w świecie pedagogiem, aktorką, piosenkarką (wyjątkowo wybujałe, gdy spojrzy się
na moje zdolności wokalne) z przypadku, matką dwanaściorga dzieci… a wy
kim jesteście (zwracam się oczywiście do tych niezadowolonych) w swoich
marzeniach cierpienniczo – pracowniczych?
Człowiek
mógłby się w nich zatracić na dobre,
gdyby nie ten mały odsetek (w tym wypadku) kochanych klientów, którzy nie
gwiazdorzą, zachowując pełną normalność i naturalność – przy nich każdy uśmiech
jest jak najbardziej szczery. O dziwo w śród nich największy odsetek stanowi ta
„niedobra, niewychowana, zbuntowana” młodzież i oczywiście krasnale
podstawówkowe też. Panie starsze bojcorkami zwane, to najgorszy przypadek – mam nadzieję, że któraś
to przeczyta i zrobi wśród swojej grupy wiekowej bojkot ku pokrzepieniu dobroci
i uprzejmości.
W
większości klienci, jakoś boją się podejść, zapytać czy uśmiechnąć – a przecież
nikt ich nie pogryzie. Z tego co zauważyłam nie tylko w markecie, ale wszędzie
gdzie się spojrzy (szczególnie w urzędach, ale tam można trafić na chimery,
więc nic dziwnego) każdy z potem na skroni, tylko w wyjątkowych okolicznościach
jest skory do wyartykułowania pół - zdania. Nie bójcie się, tam wszędzie też
pracują ludzie, rozumieją po polsku i nawet w tym języku mówią.
Tak
więc proszę: nie lękajcie się, uśmiechajcie do osób świadczących wam usługi,
nie stawajcie się jednym z przedstawicieli ogłupiałej masy – tym którym się
udało tego uniknąć niech będzie chwała i moja wdzięczność.
Teraz
zapraszam na zakupy J
Zdjęcia:
(1) klik
(2) klik
Obiecuję, że od dziś będą bardziej rozmowny w sklepach :)))
OdpowiedzUsuń