czwartek, 6 grudnia 2012

Rajd Barbórkowy, Pani Karowa - 50 rocznica . Iluminacja Warszawskiej Starówki


Jak zapewne wiele osób zainteresowanych WRC, czy po prostu rajdami samochodami wie, że pierwszego grudnia 2012 roku mogliśmy podziwiać już pięćdziesiąte zmagania w Rajdzie „Barbórka”, do którego na początku lat siedemdziesiątych dołożono nazwę „ Ogólnopolskie Kryterium Asów”.
Od 1962 roku, w pierwszą sobotę bieżącego miesiąca odbywa się wyjątkowo prestiżowy, wyjątkowo trudny, wyjątkowo krótki ( około 20 km) rajd, będący zwieńczeniem sezonu. Składa się on z trzech odcinków głównych: Bemowo, Twierdza Cytadela oraz Służewiec, w których (oprócz znalezienia się w czołówce) walczy się o zajęcie miejsca w pierwszej trzydziestce. Dlaczego?
Aby móc wystartować w pokazowym odcinku specjalnym na słynnej ulicy (Pani) Karowej.
To właśnie tutaj od dwóch lat pojawia się moja skromna i wyjątkowo niska osoba, która stara się coś zobaczyć w tłumie wysokich mężczyzn. A jest na co patrzeć.
Cóż jeszcze można powiedzieć o tym odcinku? Sądzę, że jej specyfikę najlepiej oddają słowa Kajetana Kajetanowicza, który po raz kolejny wygrał Kryterium Asów:


 "Jest po prostu fajnie. Wygrałem Karową w ubiegłym roku i bardzo chciałem powtórzyć to w tym sezonie. To fantastyczne uczucie! Osiągnięcie takiego wyniku kosztowało mnie masę energii, lecz to takie miłe zmęczenie. To były wyczerpujące, ale pozytywnie nastrajające dwa kilometry. Wygraliśmy najwięcej rajdów i najwięcej odcinków specjalnych w tym sezonie, ale Karowa jest specyficzna, wyjątkowa, dostarcza mi najwięcej adrenaliny, mimo że jest najkrótszą próbą. Wymaga perfekcji, maksymalnej koncentracji oraz szybkości od samego startu i właśnie taką jazdę Pani Karowa wynagradza piękną statuetką. Takiego uderzenia motywacji na kolejny sezon chciałbym doświadczać każdego roku."
Na początek, tradycyjnie pokaz legendarnych samochodów rajdowych.


Gdy przejeżdżają czuć powiew minionej chwały, w oczach starszych kibiców kręci się łezka wzruszenia, na myśl o dawnych  widowiskach, z udziałem tychże aut. W tym jubileuszowym roku mogliśmy podziwiać min. Peugeota 205 GTI, BMW E30 ( samochód szczególnie uwielbiany przez młodzież), Toyotę Celica WRC, Renault 5, Opla Mantę, a nawet Fiata 126P, który zrobił największa furorę. Gwoździem tego programu była replika Syreny Sport, którą zaprezentował Leszek Kuzaj.



Syrena Sport



Jazda 30 najlepszych

Jak wiadomo każdemu kierowcy, który spotkał się z Panią Karową, jest ona ulicą wymagającą – w szczególności dla rajdowców. Jeden najmniejszy błąd, w przejechaniu tego krótkiego, ale jakże trudnego odcinka, może zakończyć się porażką. Śliska nawierzchnia, beczki, kocie łby, ostre zakręty, szybkość i wąska droga – oto co możemy obserwować, gdy dochodzi do zmagań na Karowej. Ona nie wybacza – w tym roku, przekonało się o tym wielu startujących mistrzów, polskiej kierownicy. Ci, którym podwinęła się noga, zaprezentowali nam swoje(oraz prowadzonych przez nich aut)  możliwości dając pokaz latania bokiem.
Pod czas przejazdów doszło do paru małych incydentów, przez które należało wstrzymać przejazd rajdowców – a to wyciek oleju, a to złe wejście w zakręt u szczytu Karowej.
Mimo to wszystko przebiegło sprawnie, a problemy zostały szybko usunięte.






Na uwagę zasługują również  kibice – to oni poświęcając około 50 zł, stali na mrozie. Ci, którzy przyszli parę minut przed rozpoczęciem widowiska, musieli się ostro nagimnastykować, aby coś dojrzeć (szczególnie jeśli któryś/aś ma poniżej 160 cm.). Telebim naprawdę nie zdał się na zbyt wiele, gdyż praktycznie nic nie było na nim widać.
Uwaga do organizatorów na przyszły rok – prosimy o jakiś prowizoryczny podest przy górnym odcinku, aby już więcej nie ucierpiał żywopłot, przy bloku oraz wyraźniejszy telebim.

Wszystkie przejazdy były naprawdę brawurowe, jednak czegoś zabrakło – wydaje mi się ( i nie tylko mi, gdyż są to również opinie zasłyszane po zakończeniu zmagań), że w tamtym roku uczestnikom szło dużo lepiej. Fakt, teraz czasy przejazdów były lepsze, jednak wielu kierowców nie pokazało klasy, na jaką zasługuje udział w jeździe po Pani Karowej.
            Zmagania po raz kolejny wygrał (jak już wspominałam) Kajetan Kajetanowicz oraz Jarek Baran, poprawiając swój ostatni czas. Gdy on oraz nieliczna grupa mu podobnych zawodników, wsiadła za kierownicę, od razu było czuć kto tu ma władzę nad jezdnią. Nie chodzi tu tylko o zapach palonej gumy ( który – o dziwo!- można było sobie zakupić w sprayu!), czy pisk opon, chodzi także o precyzję i niewymuszaną grację jazdy.


To tyle o wrażeniach z przejazdów na ulicy Karowej.
Jako, że zainteresowałam się Rajdem Barbórka, chciałam się o nim dowiedzieć coś więcej. Myślę sobie: Pięćdziesiąta rocznica, na pewno informacji jest cała fura… Jak się okazało, bardzo się myliłam. Wiadomości o rajdzie nie starczy nawet na wypełnienie samochodu rajdowego!
Po za datą rozpoczęcia wyścigów, nic nie można odszukać. Przynajmniej jakiś zarys historii! Kto wpadł na pomysł? Dlaczego? Czemu akurat w tych miejscach? Czy były jakieś komplikacje z organizacją? Czy władze od razu wyraziły zgodę?
Na Internecie pustka. Co gorsza na stronie Barbórki również! Kto ją tworzy?!
Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, o przeszłości rajdu, naprawdę marne wasze trudy…
Jedyna informacja, jaką można uzyskać przeciętnemu człowiekowi, który nie siedzi w temacie od czterdziestu lat, a chciałby się czegoś ciekawego dowiedzieć to, ta jaką zamieściłam na wstępie wpisu.
Dlatego mam małą prośbę do osób, które coś niecoś wiedzą, bądź pamiętają – Czy nie podzielilibyście się ze mną, a przy tym z większą ilością zainteresowanych swoimi informacjami?
Jeśli tak prosiłabym, aby swoje wiadomości opisać w komentarzu, bądź przesłać na maila – z chęcią je wszystkie zbiorę do kupy i opublikuję w jednym miejscu, aby inni poszukiwacze Barbórkowej historii, mogli ją zgłębić.
Podsumowując
Rajd dostarcza wielu ekstremalnych emocji, sprawia, ze człowiekowi szybciej bije serce i z przyjemnością ogląda zmagania kierowców. Jednak parę rzeczy pozostaje jeszcze niedopracowanych, o czym pisałam powyżej. Mimo wszystko polecam tym, którzy jeszcze nie byli,(a chcieliby) wybrać się w następnym roku, w pierwszą sobotę grudnia przynajmniej na Panią Karową. Warto.

P.S: Oprócz samochodowych zmagań, byłam świadkiem wydarzenia, które również odbywa się raz  w roku, w tym samym miesiącu. Chodzi mi oczywiście o iluminację Starówki. Co roku inaczej, bardziej efektownie… w tym organizatorzy przeszli samych siebie. Zapraszam do obejrzenia zdjęć.

Prezenty na Krakowskim Przedmieściu




Iluminacja - słupy

Iluminacja - Zamek Królewski









Bibliografia do artykułu o Barbórce:
http://www.powrotlegendy.pl/favicon.ico
http://www.mmwarszawa.pl/photo/1639916/50.+Rajd+Barb%C3%B3rka+os.+Karowa#photoBrowsing
http://rallyonline.pl/kajto-chce-to-robic-co-roku_38611.html
http://moto.pl/Motorsport/1,126719,12965532,Rajd_Barborka___Kuchar_krolem__Kajto_asem.html?bo=1
http://www.barborka.pl/

piątek, 30 listopada 2012

"Jaga pisze bajkę": Opowiastka pierwsza

Czyli opowiastki starej czarownicy, która poznała smak nowoczesności i w swojej chacie trzyma komputer. Ma nawet internet, dzięki paru magicznym machlojkom. Bardzo jej się nudziło, samej, więc uznała, że skoro ma zakaz na porywanie dzieci i nie może opowiadać im ciekawych historii, opisze je w sieci. Bajki będą zamieszczane co jakiś czas, mam nadzieję, że spodoba wam się styl starej baby i to jakie przygotowała dla was smakowite kąski. 
Zapraszam do przeczytania pierwszej opowiastki;)




„Bajki Jagi”


Przedsłowie


Czarownice mają to do siebie, że nie są zbyt lubiane. Nie, nie, nie. Ja nie mówię o tych waszych, na tych małych obrazkach, gdzie wyskakuje super  laska i wyciąga śmieszny patyczek, żeby rzucać pseudozaklęcia.  Uwierzcie mi, na każdym sabacisku mamy z tych dziewczynek niesamowity ubaw." Abra - kadabra" nie zrobi wam krzywdy - zaręczam śmiało, że nie ma strachu.
Wracając do tematu, co z nami? Co z gatunkiem, któremu niechybnie grozi wyginięcie z powodu zapomnienia? Nikt już nie myśli o staruszkach na miotle z brodawką i krzywym nosem oraz – ostatnio się to zmienia ze względu na pojawienie się pasty do zębów – nieświeżym oddechem. Patrzę w zwierciadło, które ostatnio baby podarowały mi na, urodziny i widzę smutek. Mojej chaty dawno nie odwiedziło żadne dziecko, a jak już się któreś napatoczy, to zamiast się bać, proponuje mi wizytę w zakładzie dla obłąkanych. O ja wam dam wariatkę wy małe dokuczniki! Jeszcze się przekonacie, jak wielką moc skrywa Stara Jaga!
Upominam was srogo – Jeśli o nas, Prawdziwych Czarownicach (określonych tytułem Wiedźm, na Pierwszym Niezależnym Świętokrzyskim Soborze) zapomnicie, wyginiemy. Mam ponad trzysta lat - jak wiecie to młodzieńczy wiek -, a mimo to tracę siły. Kolejna osoba, która nie myśli już o Babach sprawia, że na mojej twarzy zaczynają znikać zmarszczki, oblicze mi się wygładza. Broń Boże, żebym za niedługi czas wyglądała jak te wasze laleczki!!!
Jak ocalić się od zapomnienia?
Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Z racji programu asymilacji nawet ja, świętokrzyska Baba Jaga, nauczyłam się korzystać z tych śmiesznych sprzęcików , komputerków – już nie jeden wybuch wstrząsnął górami, pod wpływem mojej irytacji na zbyt powolny Internet.       
Przeglądając googla, nauczyłam się w miarę poprawnej polszczyzny, znalazłam znajomych na fejsie – wiecie, inne Baby z całego świata, głównie Anglii, Mogadiszu, Peru, Urugwaju i Pensylwanii (te jakoś bardzo lubią ssać – cały czas siedzą z czerwonym lizakiem , a ich siekacze są jakoś tak bardziej wysunięte). Zaczęłyśmy wymieniać się zaklęciami, przepisami na wywary i opowieściami, z nami oczywiście w roli głównej.  Ja nawet zaczęłam czytać blogi. To jest dopiro frojda! Jak Boga kocham, nic już mnie na świcie nie zdziwi. Co ci ludzie wymyślają! Często jest to po prostu dramat na kółkach. Czasami jednak zdarzy się rarytas. Milusi niesamowicie. I tak dla przykładu, na moim wizorze komputerowym wyskoczył mi taki literacki wymysł. Taki tam konkurs. Co to konkurs, oczywiście wiem. Na Łysej Górze nie raz urządzałyśmy ich wiele: kto pierwszy wyłapie muchy siatkoskrzydłe, która uwarzy lepszy eliksir miłosny, kto komu narobi więcej kurzajek, ot i temu podobne zagadnienia. Tutaj sprawy miały się z deczka inaczej – trzeba było wyczarować bajkę. Myślę sobie: Ha, dzieci drogie, Jaga ma już trzysta lat z hakiem i zna bajki już dawno zapomniane- z czarownicami, oczywiście, w roli głównej! Może jakąś dla was odgrzebie? Może sobie przypomni?  Świetny sposób na ocalenie od zapomnienia!
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Tylko wicie, to wcale nie było takie proste, jak na początku myślałam. Mój język wymaga czegoś, co mądrzy nazywają korektą. Dlatego zrobiłam sobie wywar z włosem jednej z pisarek, żeby pisać w miarę poprawnie. Uprzedzam fakty: to nie oszustwo, tylko niezbędny zabieg!
No. To już wszystko wyjaśnione, trzeba się zabrać do roboty. Tylko czytać mi to to uważnie, bo jak nie... To wiecie co? Ja mam miotłę i choć kości stare, to jeszcze latam. Na pewno poznam ,kto mi tam pomija jakieś wątki, a wywar z kurzajkami nie może się doczekać, kiedy zostanie użyty…
Pozdrawiam was gorąco z Gór Świętokrzyskich
Wasza Kochana i Straszna  Baba Jaga.

P.S. Ostrzegam, że momentami zapomina mi się, iż są to opowiastki dla niewinnych dziecięcych uszątek i parę przedstawionych przeze mnie sytuacji może wami wstrząsnąć. Czytacie na własne ryzyko.
No, to zapraszam.



Opowiastka pierwsza:

Autor: Wiktor Wasniecow (1)


Słowo wstępu od Jagi:

Moi mili Czytelnicy, zanim przystąpicie do lektury pierwszej opowieści, muszę Wam wytłumaczyć parę ważnych faktów.
Po pierwsze: opinie o wiedźmach, zawarte w tej opowieści, dotyczą tego jak patrzyli na nas ludzie. To zdecydowanie nie jest moje zdanie. Ja tu jestem tylko cichym narratorem. Historię tę dawno temu opowiedział mi jeden z jej bohaterów ( może po przeczytaniu zgadniecie, który?)
Po drugie: w dzisiejszych czasach, już nie jemy dzieci. W sumie nigdy ich nie jadłyśmy, bo po co?  Kto by się Nas bał, kogo byśmy straszyły po nocach, poza tym wasze mięso jest ponoć strasznie żylaste( nie pytajcie skąd wiem), a i uśmiechy zbyt piękne, aby właściciele lądowali w naszych kotłach.
Uprzedzam , abyście nie bali się wyłazić w nocy, nawet z rodzicami, w obawie, że któraś z nas porwie Was na swej miotle. To nie wchodzi w grę. My możemy Wam zabrać troszkę włosów, czasem kawałek paznokcia do eliksiru… Porywamy  tylko w snach, tak do towarzystwa, gdy w górach hula ten cholernik wiatr i nie daje usnąć… tak naprawdę nie ma się czym martwić.
No, to czytajcie – albo niech ktoś wam czyta, jak wolicie.



„O tym, jak Maniek i Basia, chcieli odkryć sabatowe tajemnice.”

Dawno, dawno temu, tak dawno, że nie pamiętają tego najbardziej wiekowi dziadkowie, mieszkający w jednych z najstarszych gór, w których toczy się nasza powiastka, doszło do dziwnych i niesamowitych wydarzeń. Jakich to, zarutko się dowiecie.
U podnóża Świętokrzyskich szczytów stała niemal  samotnie, mała chatka. Była dobrze utrzymana, z ładnego, błyszczącego  drewna, z mocnym dachem i czerwonymi okiennicami. Wyglądała przytulnie i zachęcająco. Z przodu chatki uśmiechały się do przechodniów dwa okna, które spoglądały radośnie na zadbany ogródek. Każdego dnia pieliła w nim gospodyni Katarzyna, mama bliźniaków, Mańka i Basieńki. Dzieci te często przebywały koło swojej kochanej mamusi. Lubiły przyglądać się jej  zgrabnym rękom, które z wprawą wyrywały chwasty. Gdy nudziło im się niemiłosiernie, same próbowały swoich sił,  naśladując Katarzynę. Na ogół kończyło się to usunięciem pożytecznych roślinek i pozostawieniem tych zbędnych. Wtedy mateńka, czerwona z gniewu, przeganiała ich, aby szły dokuczać gdzie indziej. Z racji tego, że nie miały ani ojca, ani dziadków, wędrowały do domku Starca ( nikt nie znał jego imienia i nazwiska, więc określano go tym mianem), który opowiadał im ciekawe historyjki.
Na początku bardzo się go bały – był wysoki, nie miał zębów i jednego oka, a jego włosy były długie, aż do pasa. Do tego brakowało mu pół ucha i małego palca u lewej ręki. Byłby tak straszył ich swoją aparycją i nigdy by nie usłyszeli jego melodyjnego, nie pasującego do wyglądu głosu, gdyby nie mateczka.
Pewnego wrześniowego popołudnia, potrzebowała wybrać się do centrum wioski. A że tylko ona i Starzec mieszkali przy samym podnóżu gór, tuż przy lesie, poprosiła go, aby zajął się dziećmi na parę godzin. Początkowo pociechy bardzo się bały i płakały, gdy matka im o tym powiedziała, myślały, że staruszek ich zje. Na szczęście dla nich, nic takiego się nie stało. Starzec przywitał ich przed swoim domkiem z uśmiechem( co wyglądało strasznie), poczęstował świeżym mlekiem oraz chlebem i zaczął opowiadać. Dzieciom tak bardzo spodobały się historie mężczyzny, że od tej pory bywały u niego praktycznie codziennie.
Zawsze siadały w raz z nim przy kominku i pochłaniały niesamowite opowieści. Najczęściej pojawiały się w nich wiedźmy zamieszkujące pobliskie góry. Były to głupie stare baby, latające na miotłach i jedzące dzieci.  Starzec przestrzegał Mańka i Basię  przed wyprawami na szczyty, gdyż bał się, że czarownice mogą porwać jego wiernych słuchaczy i znów zostanie sam na świecie. Sądził, że jest to bardzo prawdopodobne ze względu na ich wygląd – tłuściutkie ciałka, różowe policzki, żywe oczka, roztrzepane blond włoski. Dzieci były okazem zdrowia i witalności, którą złe wiedźmy na pewno chciałyby strawić.
Każdy mieszkaniec wioski zabraniał dzieciom włóczyć się po Górach, szczególnie, gdy zbliżał się czas sabatu. Ludzie wiedzieli, że w tym okresie wiedźmy zamieszkujące tajemnicze szczyty potrzebują młodych duszyczek do odprawiania swoich rytuałów. Starzec i jemu podobni, nigdy nie zapomniał , jak pół wieku temu zaginęło parę psotnych dzieciaczków, bawiących się w górskich lasach. Do tej pory nikt dokładnie nie wiedział co się z nimi stało, ale jedno było pewne – zostały porwane przez czarownice.
Toteż bojąc się o pociechy gospodyni Katarzyny, które ledwie co ukończyły szósty rok życia, sam zabraniał im podróżować po złowieszczych szczytach. Nawet dorośli ludzie bali się tam wybierać na polowania. Tylko najdzielniejsi mężczyźni  wyruszali  w poszukiwaniu dorodnej zwierzyny, którą będzie można zjeść. Jednym z tych odważnych  myśliwych, był ojciec bliźniaków, który  stracił życie poszukując okazałej strawy, dla swojej kochanej rodziny.
Dzieci doskonale o tym wiedziały – nie działo się to dalej niż rok temu, toteż początkowo żywiły wielką nienawiść i strach, do górujących nad ich chatką szczytów. Jednakże słuchając opowieści Starca, budziła się w nich ciekawość, chęć sprawdzenia, czy  mężczyzna mówi prawdę. Dlatego też potajemnie usnuły plan wyprawy na szczyt łysej Góry, aby wszystko sprawdzić. Uznały, że przebiorą się za straszydła i będą udawać czarownice, aby te prawdziwe ich nie rozpoznały.
- Jak wyjdziemy na szczyt to wdrapiemy się na jakieś drzewo i będziemy czekać. Jak nic się nie pojawi, przez całą noc to sobie spokojnie wrócimy… - powiedział Maniuś do siostry, gdy w wielkiej konspiracji schowali się za wysokim drzewem, rosnącym tuż za ich chatką.
- A jeśli pojawią się wiedźmy i nas zobaczą to nic nam nie zrobią, bo będziemy w przebraniu, żeby nie poznały, że jesteśmy dziećmi. – dopowiedziała  Basia, dłubiąc patykiem w ziemi.
- Jak to, żeby nas nie rozpoznały? Przecież one nie istnieją, to tylko taka bajka, żebyśmy nie chodzili daleko od domu…
 - Tego do końca nie wiemy braciszku, przecież jakby nie istniały to tatuś by tu był, dlatego musimy się przebrać.
- A jak się spytają czemu jesteśmy tacy mali? – spytał nagle przestraszony Maniek.
- Przecież nie urośniemy dużo w dwa tygodnie! I co my zrobimy? – Niebieskie oczy zwilgotniały mu na myśl o tym, że z całego planowania nici.
- Powiemy im, że… Powiemy, że... – Myślała intensywnie Basia. Tak przejęła się napotkana trudnością, że aż cała twarz jej spurpurowiała z emocji.
- Wiem, wiem, już wiem! – Krzyknęła nagle, uśmiechając się radośnie.
- Powiemy, że kiedyś byłyśmy jedną wysoką wiedźmą, ale zły czarnoksiężnik przepołowił ją na pół i teraz jest nas dwie identyczne, małe czarownice! Ha! – Brat spojrzał na nią radośnie. To było rozwiązanie doskonałe.
Tak więc dzieci podkradły stare szmaty leżące na dworze, o których mama już dawno zapomniała i bardzo dobrze ukryły. Cały plan powtarzały wielokrotnie, aby nic im nie umknęło. Na podstawie opowiadań Starca, narysowały nawet mapę mająca zaprowadzić je  prosto do wiedźm.
W końcu nadszedł dzień wyprawy. Dzieci uznały, że wyruszą  godzinę po  położeniu się do łóżek – wtedy zwykle ich mamusia już twardo spała.
One zresztą też, jednak teraz sytuacja była wyjątkowa. Z przejęcia trudno było im oczy zamknąć, a co dopiero zapaść w sen!
Noc była wyjątkowo jasna. Księżyc w pełni  dawał większy blask, niż niejedna świeca. Dzieci wyraźnie widziały całe podwórko oraz miejsce ukrycia potrzebnego im ekwipunku(szmaty, nożyk i lina). Wszystko znajdowało się w starej, próchniejącej jabłoni, która rosła na skraju lasu, tuż obok ścieżki, którą bliźniaki miały podążyć, na poszukiwanie wiedźm.
Dzieci sprawdziły czy gospodyni Katarzyna, na pewno śpi. Maniuś delikatnie nią poszturchał. Mamusia jedynie chrapnęła, przekręciła się na drugi bok i oddychała spokojnie. Zadowolone dzieci szybko wymknęły się przez okno, aby nie skrzypieć drzwiami.
Linę, która była potrzebna w razie wspinaczki na drzewo, owinęli Basię, ukrywając pod stertą szmat, które dziewczynka na siebie włożyła. Nożyk zaś został przywiązany do małej nóżki Mańka.
Dzieci głęboko odetchnęły.  W ich krwi tętniło teraz podniecenie, chęć przygody i zbadania nieznanego, tajemniczego zjawiska.
Gdy spojrzeli na ścieżkę prowadzącą do czarnego lasu, odwaga zaczęła topnieć w ich małych serduszkach.  Nagle słuch, jakby im się wyostrzył  - każde pohukiwanie sowy, szelest liści poruszanych przez jesienny wiatr, odgłos łamania się suchej gałązki, był dla nich niczym głośne stękanie czarownic, echo ich śmiechu i rozmów.
Maniuś, już miał mówić, żeby wrócili do domku i poszli spać do ciepłego łóżeczka, gdy Basia złapała go za rączkę. Chłopiec spojrzał przestraszony w jej spokojne oczy. Dziewczynka uśmiechała się delikatnie, jakby niczego się nie bała. Wzrok miała zamglony, policzki rumiane. Pociągnęła brata stanowczo w stronę leśnej gęstwiny. Mańkowi  przez chwilę, wydawało się, że siostra idealnie wie gdzie trzeba iść, aby zobaczyć miejsce spotkań, starych wiedźm. Wrażenie to było ulotne i szybko się rozpierzchło, ale i tak chłopiec nieufnie zerkał w stronę siostrzyczki.
- Przestań, przecież to tylko Basieńka. Cały czas z Tobą była, nic nie mogło się jej stać. Jest normalna, tak jak i Ty. – pomyślał Maniuś.- Chcesz żeby dziewczyna wyszła na odważniejszą od Ciebie? Co wtedy powiedzą dzieci ze wsi? Muszę bronić siostrzyczki, a nie bać się jakiegoś ciemnego lasu. Przecież wiedźmy naprawdę nie istnieją. Nic tam nie znajdziemy i szybko pójdziemy do domu. Byle tylko mama nie wstała zanim wrócimy, bo tak nas spierze witkami, że do końca roku się nie podniesiemy.
Chłopiec zaczął iść równym krokiem, podbudowany lekko swoimi przemyśleniami, z determinacją, aby szybko powrócić do chatki.
Droga była długa i kręta. Często włazili w krzaczaste chaszcze kalecząc małe rączki i buzie.
Gdy w końcu dotarli na sam szczyt chłopiec przestraszył się nie na żarty. Siostrzyczka przyprowadziła go do jakiejś jaskini. Skąd ona wiedziała, jak tu dojść? Przed jej jamą leżały kawałki drewna gotowe do rozpalenia ogniska. Obok nich wielki kocioł i dziwne słoje.
Nagle, gdzieś w oddali zawył wilk. Maniuś podskoczył, jak oparzony. Basia nie wykonała żadnego ruchu.
- Chodźmy z stąd szybko, zanim ktoś nas zobaczy! – krzyknął.
- Nie możemy. Musimy tu poczekać. – Basia mocno trzymała go za rękę. Nie mógł się uwolnić. Był zszokowany i przerażony jej zachowaniem.
- Basiu co Ty wygadujesz?! Uciekajmy stąd, bo wiedźmy nas zjedzą!
- Nie zjedzą, uspokój się. Poczekaj chwilę. Ciebie i tak wypuszczą…
- To Ty z nimi gadałaś?!
- Raz. We śnie. To bardzo miłe panie.
- Co?! Baśka przestań sobie ze mnie żartować!!!
Wrzaski chłopca  zagłuszył, zamrażający krew w żyłach śmiech. Jego źródło znajdowało się w … niebie. A właściwie na niebie. Wydawały go wiedźmy lecące na swoich wielkich miotłach. Każda miała na sobie chustę, długą spódnicę i płaszcz. Pruły w powietrzu szybciej niż nie jeden koń wyścigowy.
Zatrzymały się zaraz przy miejscu na ognisko. Chłopiec stał sparaliżowany strachem. Nie wiedział co zrobić… Jego siostra zwariowała!
- Dzieci…- zaskrzeczała najwyższa z wiedźm.
- Nareszcie! – Krzyknęła inna, grubawa, w fioletowej chuście.
- Czas zaczynać!
Czarownice rozpaliły ognisko, ustawiły nad nim kocioł i wlały dużo wody.
Maniuś bał się, że będą chciały, ugotować jego  i nierozważną siostrę.
Wiedźmy tańczyły wokół ognia wykrzykując dziwaczne słowa i śmiejąc się przerażająco.
Nagle przestały. Odwróciły się w stronę dzieci i podeszły do nich powoli, uważnie obserwując.
- Nie róbcie nam krzywdy! – krzykną chłopiec.
- Krzywdy? Krzywdy? Jakiej krzywdy? – zaskrzeczała jedna ze starych bab i wyciągnęła rękę, aby dotknąć policzka, Mańka.
- Nie zrobimy wam krzywdy. Pochodzicie od nas, należycie do nas, jesteśmy waszą rodziną…
- Słucham?!
- Wasza babka była jedną z wiedźm… teraz przyszedł czas na Basię…
Wiedźma spojrzała na niego, szeroko się uśmiechając. Był to widok drastyczny! Starej kobiecinie brakowało praktycznie wszystkich zębów, a te, które jeszcze jej pozostały były całe czarne.
- Jak to? – spytał zdezorientowany chłopiec.
- Wasza babka Małgorzata była jedną z nas, lecz wasz ojciec nie chcąc oddać córki próbował ją zabić, z fatalnym dla siebie skutkiem… Losu wiedźmy nie da się uniknąć… to zew krwi… Teraz przygotujemy eliksir, dzięki któremu Barbara przejdzie pełną przemianę i stanie się naprawdę jedną z nas…
- Nie, nie możecie tego zrobić? Po co ja tu jestem?!
- Ty musisz to wszystko obejrzeć, gdyż twoja pierwsza córka także dostąpi zaszczytu sabatowego przejścia.
- Nie, nie zgadzam się, tak nie może być… - przerażony chłopiec zaczął płakać. Czarownice śmiały się z jego rozpaczy. Siostra również. Nie poznawał jej, chciał stamtąd uciec, lecz jakaś siła zatrzymywała go w miejscu.
Musiał patrzeć, jak czarownice podchodzą do Basieńki. Chwytają ją za małe rączki i prowadzą do kotła. Następnie jedna z nich wrzuciła ją do jego wnętrza. Czarownice utworzyły krąg wokół ogniska i zaczęły śpiewać. Głosy miały upiorne, przeraźliwe. Klaskały przy tym i tupały głośno, ciesząc się, że ich grono zostanie poszerzone o kolejną wiedźmę.
Nagle ucichły. Z kotła rozległa się cicha melodia. Stopniowo stawała się coraz głośniejsza, aż w końcu Maniek musiał zatkać uszy od natężenia dźwięku. Spojrzał na ognisko. Z kotła wyłoniła się wysoka postać kobiety. Czarownice szybko do niej podeszły i okryły przygotowanymi szatami.
Kobieta wyszła i stanęła przed chłopcem, który bardzo się zdziwił. Spodziewał się koszmarnej maszkary, nie zaś starszej pani o miłym, przyjaznym obliczu. Siostra patrzyła na niego oczami postarzałymi o jakieś sześćdziesiąt lat. Wzrok miała łagodny.
- Maniusiu nie bój się –przemówiła radośnie.
- Basia? To nie możesz być Ty. Jesteś stara i …
- I taki już mój los. Inne wiedźmy zahipnotyzowały mnie we śnie, żebym nas tu przyprowadziła. Za jakiś czas będę taka jak one. Zanim to nastąpi zapewne dołączy do nas twoja córka…
- Nie…
- Na razie jesteś jeszcze młodziutki. Możliwe, że to wszystko wyda ci się tylko złym snem, jednak pamiętaj, że któregoś dnia przyjdę i upomnę się o dziecko, a Ty mi je oddasz bez oporu… inaczej spotka cię los naszego ojca… O tym co widziałeś nie powiesz nikomu, oprócz swojej córy.. Teraz idź.
Chłopiec poczuł, że już może się ruszać. Spojrzał jeszcze raz na wiedźmę, która była jego siostrą. Nie zwracała na niego uwagi, przystępując do kręgu tańczących bab.
Maniuś zaczął szybko biec. Nie raz i nie dwa wpadł w wielkie chaszcze, kalecząc sobie małe ciałko w przebraniu czarownicy. Uciekał, jak najdalej od skrzeku, czarów i strasznych słów.
Gdy zatrzymał się na skraju lasu, zaczynało świtać. Myślał o tym, jak zapobiec odebraniu w przyszłości, swojego dziecka. Jego ojcu się nie udało. Uznał, że jest tylko jedno wyjście.
*
Gospodyni Katarzyna każdego ranka, przed obudzeniem dzieci, chodziła do źródła po świeżą wodę. Przystawała tam na chwilę, ciesząc oczy urokiem poranka. Upajała się soczystością zieleni w lecie, jesiennym złotem liści czy zimową pierzynką śniegu. Tym razem nie było jej to dane. W miejscu, z którego zawsze czerpała wodę leżało małe, zimne ciałko. Było skulone, jakby sobie przysnęło na chwilkę, zmęczone zabawą. Gdy podeszła bliżej okazało się, iż jest to jej mały synek, cały poharatany, brudny  i  w szmatach. Na jego ustach gościł uśmiech triumfu.

!


(1) Nazwisko autora obrazu jest jednocześnie linkiem do źródła.



piątek, 23 listopada 2012

Początek - Tradycyjnie: O czym jest blog?








Magia,  jak mówi nam "nieomylna" wikipedia to: 

„ogół wierzeń i praktyk opartych na przekonaniu o istnieniu sił nadprzyrodzonych, które można opanować za pomocą odpowiednich zaklęć i czynności”
Dla mnie to po prostu pojęcie dotyczące czegoś wyjątkowego, nieuchwytnego, tajemniczego, mój „drugi świat”.

Grafomania w dosłownym znaczeniu oznacza "szaleństwo pisania", co nie niesie za sobą zbyt logicznego pojęcia. Głównie dotyczy osób, o których mówi się, że piszą dużo, ale nie koniecznie dobrze - wręcz beznadziejnie. Opinia taka w stosunku do określonego tekstu, może zmienić się z czasem - ktoś mógł wyprzedzić po prostu swoją epokę. W tej nowej może błyszczeć niczym diament.
Najbardziej znanym grafomanem (jak sam o sobie mówi) polskiej literatury jest Andrzej Pilipiuk. Jeśli ktoś lubuje się w polskiej fantastyce na pewno o tym zacnym autorze słyszał. Jemu tez potajemnie gwizdnęłam to miłe słówko.

Połączenie Magia Grafomanii również nie przedstawia żadnej logicznej treści, w  znaczeniu dosłownym. W niedosłownym, kompletnie wymyślonym,  po mojemu odnosi się do osoby, która lubi pisać. Może nie szalenie i niekoniecznie magicznie, ale zjadliwie i (mam nadzieję) poprawnie.


Magia Grafomanii to blog o zabawie słowem, próbie wyrażenia pisaniną tego co akurat autorce na wątrobie leży, ćwiczeniem oraz chęcią podzielenia się tym co może okazać się interesujące.
Tak więc znajdziecie tu artykuły, opowiadania, relacje i co mi do głowy jeszcze przyjdzie, oprócz recenzji. Na ich zgłębianie zapraszam do blogu „Wyrażone Słowami”, na którym umieszczam moje opinie na temat literatury.





Póki co zapraszam was do zapoznania się ze "statutem " bloga:) :


Postanowienia Prowadzenia Bloga „Magia Grafomanii
Jako prowadząca tego bloga Uroczyście postanawiam, że:

           Postaram się, aby :

·         a.) blog nigdy nie został uznany za blogaska,
·         b.) nie buszowała po nim żadna Mary Sue oraz jej psychokoleżanki,
·         c.) mhrooock nie zamhrooczył pościanych kart,
·         d.)  nikt nie wzdychał do aryjskiego krypto geja.

( wytłumaczenie pojęć blogasek, Mary Sue, mhrooock, aryjski krypto gej, odnajdziecie na blogu „Przyczajona logika, ukryty słownik”).




Zapraszam do czytania.














Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...