niedziela, 20 stycznia 2013

"12 opowieści babci Stefci i dziadka Tadka" - Opowieść Styczniowa



opowiedziane siedmioletniemu Tomciowi.

Przedsłowie:
Tomcio to ciekawski chłopczyk – wszystko i wszyscy wzbudzają jego szczere zainteresowanie. Z racji tego, iż weekendy i większość czasu wolnego od szkoły ( święta, ferie, wakacje i choroby) spędza z dziadkami, to oni stanowią źródło jego wiedzy o świecie i jego dziwach. Jest to para staruszków o nowoczesnym zacięciu, znająca się na nowinkach technicznych, lubiąca opowiadać ciekawe historie swojemu wnuczkowi – jak się okazuje ich wersje pewnych wydarzeń mogą lekko odbiegać od ogólnie przyjętych w świecie….

Opowieść Styczniowa:


Za oknem zimowa zawierucha. Pada gęsty śnieg, mróz szczypie w nos. Z domowych kominów unosi się szara mgiełka dymu.
Tomcio siedzi sobie spokojnie przed telewizorem, oglądając bajkę „Trzej królowie”, wyemitowaną ze względu na święto przypadające na szóstego stycznia. Babcia piecze pączki w kuchni, podśpiewując jakąś skoczną nutkę.
Chłopiec w skupieniu śledzi poczynania bajkowych postaci. Nagle zrywa się z kanapy i leci do babci.
- Babciu, babciu!
- Co się stało Tomciu?! – spytała przestraszona staruszka.
- Babciu, bo ja już nie wiem, jak to jest… Ci królowie od razu byli u małego Jezuska, czy dopiero po, po… - chłopiec zastanowił się chwilkę, cały czerwony z wysiłku, jakim okazało się policzenie dni.
- Czy dopiero po trzynastu dniach? – wysapał.
- Jak to po trzynastu dniach? – spytała zdziwiona babcia.
- No bo przecież Jezusek urodził się dwudziestego piątego grudnia, tak?
- Tak.
- A dzisiaj jest szósty stycznia, tak?
- Tak.
Chłopiec spojrzał smutno na babcię.
-No to ja już nie wiem. Trzej Królowie byli u Niego w dniu narodzin, czy dwa tygodnie później?
Babcia spojrzała na chłopca, uśmiechając się delikatnie. Tomcio strasznie ją nastraszył, gdy wbiegł do kuchni z krzykiem. Już myślała, że coś mu się stało! A to o zwykłe daty chodzi.
Starsza Pani wzięła do ręki małe sitko, nasypała do niego cukru pudru i posypała nim pączki.
Chłopiec patrzył na nią z nadzieją, iż szybko udzieli mu odpowiedzi.
Babcia nałożyła mu pączki na talerz, nalała gorącej herbaty do dwóch kubków i usiadła przy stole.
- Widzisz mój mały stało się wtedy tak…


„O trzech Królach i popsutym GPSie”




Dawno, dawno temu, będzie już ponad  dwa tysiące lat, za górami, za lasami, w małej wiosce Betlejem, doszło do bardzo ważnych wydarzeń.
Na Świat przyszło małe dzieciątko, będące Synem Pana Boga.
Pan Bóg lękając się o bezpieczeństwo maluszka, którego chciało zabić dużo bogatych ludzi, przyszedł we śnie do biednych i powiedział im o radosnej nowinie, jaką są narodziny Jego Syna.
Jezusek urodził się w ubogiej stajence. Leżał sobie utulony siankiem w maleńkim żłóbku i spał. Nad jego spokojem czuwali mama, tata oraz pasterze, zwierzątka i aniołki, które z radości śpiewały cichutko, aby nie zbudzić dzieciny.
Z racji tego, iż wiele osób nie mieszkało w okolicy Betlejem i nie wiedziało, jak tam trafić, Bóg uznał, że da im specjalny znak po którym rozpoznają drogę, prowadzącą prosto do stajenki.
Żeby nie było za łatwo i znak był dostrzegalny dla mądrych ludzi, godnych ujrzenia Boskiego Synka, Pan Bóg zamieścił go w miejscu, na które często spoglądają mędrcy.
W nocy, gdy na Świat przyszedł Jezusek, na niebie pojawiła się wielka gwiazda, wskazująca na stajenkę.
Trzej mędrców, którzy od dawna odczytywali różne znaki, zwiastujące wielkie wydarzenia, od razu zrozumieli o co chodzi i wyprawili się w drogę do Betlejem. Dziś nazywamy ich Królami.
Każdy z nich miał po jednym darze dla małego dzieciątka: mirrę, kadzidło i złoto. Niestety jeden z nich uznał, iż długa wyprawa jest idealnym momentem do wykorzystania GPS – urządzenia, które ostatnio otrzymał od przyjaciół podróżujących w czasie. Nie wiedział on, że w pierwszych latach naszej ery nie będzie ono działało poprawnie ze względu na brak satelit krążących w kosmosie oraz specjalistycznych map. Tak więc Kacper, Melchior i pechowy posiadacz GPSU Baltazar, wyruszyli w drogę na swych wielbłądach.
Jechali i jechali w stronę gwiazdy, aż jej blask zaczął powoli niknąć w świetle budzącego się dnia.
- No ładnie! Jedyne co wiemy, to to iż należy kierować się na północ. I jak my teraz trafimy do Betlejem? – spytał się Melchior, schodząc z wielbłąda.
- Nie wiem, nie wiem… - odrzekł cicho Kacper, kręcąc się nerwowo na wszystkie strony.
- Nie martwcie się przyjaciele – jako jedyny z podróżnych Baltazar, uśmiechał się radośnie.
- Ja mam urządzenie, które bez przeszkód doprowadzi nas do stajenki. Zróbmy sobie teraz małą przerwę, bo bardzo zgłodniałem, a potem ruszajmy w drogę. – Powiedział klepiąc się po dużym brzuchu.
Uspokojeni zapewnieniami Baltazara, wszyscy trzej usiedli pod rozłożystą palmą. Dzień był niesamowicie ciepły, słońce nie dawało spokoju podróżującym, zniechęcając ich do wychodzenia spod miłego cienia. Mędrcy posilili się wielbłądzim mlekiem, bananami i pomarańczami, które były najsmaczniejsze o tej porze roku.
Zadowoleni ze smacznego posiłku, uznali, iż czas ruszać w drogę.
Baltazar podniósł się powoli, podszedł do torby i wyjął urządzenie. Pozostali mędrcy spojrzeli zdziwieni.
- Co to jest? – spytał go podejrzliwie Kacper.
- GPS. – Odpowiedział Baltazar, tonem wskazującym na to, iż dziwi się z niewiedzy kompana. W końcu ile osób w tamtych czasach korzystało z takiego wymysłu?
- Czyli? – dopytywał się wysoki Melchior.
- To takie urządzenie, które pokazuje gdzie jesteśmy, a potem wskazuje nam drogę, którą mamy się kierować do Betlejem.
Kacper z Melchiorem zaczęli się śmiać.
- Przecież na świecie nie ma takich czarów! Rozumiem rozmowy z płonącymi krzewami, przesuwanie mórz, rozmowa w śnie, ale takie naprowadzanie?! Baltazarze, toż to jakiś podły żart!
Baltazar podrapał się po długiej, białej brodzie. Spojrzał na urządzenie.
- Moi znajomi, jakoś umieją z tego korzystać. Często mi mówili o tym urządzeniu, uznając, że wkrótce może nam się przydać. Mówili, że spóźnimy się na powitanie Jezusa, nikt nie wie dlaczego. Uznali, że zapobiegniemy temu mając GPS. Może zapomnieli mi o czymś powiedzieć? – Nacisnął przycisk „Start”. Coś pojawiło się na ekranie. Baltazar wydał okrzyk triumfu.
- Widzicie?! Działa!
Kacper i Melchior podbiegli do niego zszokowani.
Na urządzeniu pojawił się napis „ Bateria rozładowana”, po czym ekran znów zrobił się czarny.
- Yyy… Co to ta bateria? – spytał Melchior.
- Nom, to takie coś co daje energię takim urządzeniom, wiesz jak nam jedzenie.
- A jak taką baterię zrobić?
- Nie wiem. – Baltazar spojrzał bezradnie na towarzyszy podróży.
- No ładnie, czyli musimy czekać do nocy?
- Wychodzi na to, że tak. – Kacper spojrzał jeszcze raz na urządzenie. Nie chciał zawieść Boga i spóźnić się na tak ważne spotkanie, a tu taki klops.
         Bóg widząc zmagania Mędrców śmiał się z ich wiary w technikę, która w żaden sposób nie mogła być skuteczna, w tak odległych czasach. Czując ich smutek i wolę dążenia do celu postanowił, iż im pomoże. Jednak chciał to zrobić w taki sposób, aby wynieśli z jego działań, jakaś mądrość.
    Gdy mędrcy siedzieli w cieniu palmy, czekając na noc i gwiazdę, która wskaże im drogę, podszedł do nich chłopiec.
      Nie mógł mieć więcej niż dziesięć lat. Na głowie miał ciemną starą chustę, w czarnych oczach smutek. Jego stopy usiane były strupami oraz Świerzymi ranami, z których sączyła się krew. Czysta bieda.
- Dzień dobry. – powiedział cichutko. Jego spękane wargi ledwo co się rozchyliły, podczas wypowiadania słów.
   Trzej Królowie odziani w kosztowne szaty spojrzeli na niego przerażeni – nigdy nie widzieli dziecka w tak okropnym stanie.
- Czy mają może panowie trochę wody? Moja mama jest bardzo spragniona. Leży , o tam i nie może iść. – powiedział wskazując na jedno z pustynnych wzniesień.
- Oczywiście! – Melchior poderwał się pierwszy sięgając po naczynie z wodą. Podszedł do chłopca, aby się napił, po czym udał się w stronę jego matki.
Była to młoda kobieta przy nadziei. Widać było, że ledwo trzyma się na nogach.
Mędrzec podał jej wodę i pomógł iść w kierunku palm, nic nie mówiąc.
- Kim jesteście? – spytał Kacper kobietę, gdy wszyscy usiedli pod drzewami.
- Mam na imię Anna, a to mój syn Emanuel. Jesteśmy biednymi ludźmi, dążącymi do domu, do  męża. Parę miesięcy temu udaliśmy się do  mojej umierającej siostry, teraz gdy poród już blisko, musimy wracać, aby dziecko przyszło na świat wśród swoich. Podążamy pieszo, gdyż złodzieje ukradli nam osiołki, wraz całym dobytkiem, które niosły na swoich grzbietach. – odpowiedziała smutno.
Mędrcy zagniewali się niesprawiedliwością, jaka spadła na dwoje podróżników. Nie mogli uwierzyć, że ktoś był na tyle okrutny, aby napaść na bezbronną kobietę z dzieckiem.
- Gdzie się kierujecie? – spytał Baltazar.
- Na zachód, tam gdzie błyszczą się szczyty piaskowych gór. – odpowiedział mu chłopiec. Melchior spojrzał we wskazanym kierunku. Z jego szybkich obliczeń wynikało, że Annę i Emanuela czeka, jakieś piec dni drogi.
- Pozwólcie, ze chwilę tu odpoczniemy. Nie będziemy wam przeszkadzać. – powiedziała Anna. Królowie nic nie odrzekli. Usadzili jedynie kobietę i jej syna na swoich matach, tak aby piasek im nie przeszkadzał. Anna i Emanuel usnęli natychmiastowo.
W trakcie, gdy dwoje biedaków zażywało chwili odpoczynku, Trzej Królowie toczyli dyskusje na ich temat.
- Musimy im pomóc! Trzeba wyruszyć razem z nimi, inaczej na pewno nie przetrwają!
- Nie możemy! Przecież to zupełnie inny kierunek! – powiedział Kacper.
- Musimy! Inaczej pewnie umrą na pustyni. Są bez wody, bez jedzenia, ta kobieta może w każdej chwili urodzić. Ważniejsza jest pomoc, niż dotarcie do Betlejem. Do Jezusa dojdziemy później. – Odrzekł Melchior.
- Ale…
- Przecież pomoc bliźniemu jest najważniejsza, Melchior ma rację. – dopowiedział Baltazar.
I tak przegłosowany Kacper wraz z Melchiorem Baltazarem i biednymi ludźmi, którzy stanęli na ich drodze udali się w dalszą podróż.
Tak jak przewidział mędrzec trwała ona pięć dni. Nie było łatwo. Kacper i Melchior, jako najmłodsi użyczyli swoich wielbłądów zmarnowanej kobiecie i Emanuelowi. Szli pieszo, piasek palił ich w stopy i głowy, ale nie poddawali się.
Nie wiedzieli jednak, że idą w dobrym kierunku, gdyż miejscem przeznaczenia kobiety i jej syna, było domostwo znajdujące się w okolicach stajenki. Po prostu jeden z nich na początku wyprawy źle wytyczył kierunek. Aby nie czuć żalu i nie zmienić zdania co do pomocy, uznali, iż nie będą patrzeć na nocne niebo. Dlatego też nie zauważyli, iż gwiazda mająca wskazywać im drogę, jest co raz bliżej.
Wprawdzie, gdyby podróżowali samotnie, dotarliby do Betlejem o jakieś trzy dni wcześniej, ale czy było by warto?
Gdy dotarli do domostwa kobiety i jej syna, oczom Trzech Króli ukazał się anioł. Pochwalił ich za dobroć okazaną Annie i Emanuelowi. Za pomoc biedakom o trzymali nagrodę w postaci trzech dodatkowych wielbłądów, naprawy GPSa i wskazanie najkrótszej drogi do Bożego Syna. Jak wiemy, na ich drodze pojawiła się przeszkoda w postaci Króla Heroda, ale i z tym sobie znakomicie poradzili.
Bóg cieszył się, że Królowie wybrali drogę trudniejszą i dłużą, która pomogła innym, nie zaś krótszą i szybszą.
Mędrcy natomiast czuli radość z udzielonej pomocy i otrzymanych za nią darów, jednak najbardziej radowała ich wdzięczność rodziny Anny i Emanuela oraz spotkanie z Jezusem. Gdyż pomoc  i przyjaźń okazana drugiemu człowiekowi rodzi najcieplejsze uczucia.


 Wpis powstał w ramach akcji literackiej:


Materiały:
link do zdjęcia tytułowego: http://blogiceo.nq.pl/kleks/2012/01/06/swieto-trzech-kroli/trzej-krolowie/


4 komentarze:

Witam;)
Ufam, że łącz nas kultura własna, która nie pozwala na obraźliwe i złośliwe komentarze. Jeśli masz coś ciekawego do powiedzenia, chcesz się czymś ze mną podzielić, pisz śmiało;) Natomiast jeśli nie kieruje Tobą nic pozytywnego lepiej sobie odpuść - W takim wypadku Twój komentarz i tak zostanie skasowany.
Pozdrawiam Cię drogi Czytelniku życząc przyjemnego zgłębiania tegoż bloga;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...