*
- Musicie
wrócić i pozbierać ją do kupy. Nikt nie będzie mi się smucił w Boże Narodzenie.
– orzekł Najwyższy.
- Dlaczego
do kupy? Ma śmierdzieć? – zażartował mały aniołek z szarymi skrzydłami.
- Mów tak
dalej to piórka nigdy Ci nie zbieleją.
- Och Boże,
wrzuć na luz, dobrze? Przecież nam też zależy, żeby Asia przestała w końcu
cierpieć…
- Co może
się stać dzięki Antoniemu… - powiedziała mama chłopca.
-… oraz
waszym mocom. – dokończył Bóg.
- Jak wiecie
w wigilijny wieczór, aniołki przybyłe po śmierci , które nie przekroczyły piątego
roku bytowania w Niebie, mają obowiązek wesprzeć swoich bliskich na
Ziemi. Co więcej otrzymują do tego specjalny pakiet mocy, działający tylko i
wyłącznie na osobę potrzebująca ratunku. Tak?
- Tak Boże.
Jak mamy pomóc? Próbowaliśmy w tamtym roku, ale skończyło się jedynie na tym,
że nie zamarzła przy naszych grobach. –
Powiedziała Marysia, wstając z bielutkiej chmurki, z której sypał się gęsty
śnieg, wprost na dom jej siostry. Wszystkie aniołki posmutniały.
- To
dlatego, że cierpicie razem z nią. W poprzednią Wigilię byłyście jeszcze zbyt
człowiecze, że tak to określę. Teraz wasza moc urosła, musicie się bardziej
uodpornić i nie płakać! Gdy anioł uroni łzę, w tedy ludziom ciężko na duszy,
mało co nie zepsuliście wszystkim Świąt! Wiem, ze nie jest to proste, ale takie
jest Boskie prawo i nic nie może go zmienić.
- Dlaczego?
- Żeby Wam
nie było tak łatwo, żebyście docenili swój dar i…
- Dobra,
dobra… wiemy. Co radzisz Wszechmocny?
- Najlepszym
lekarstwem na ból serca jest nowa miłość. Tak mówią poeci i mają rację.
- Czyli
dobrze mówiłem. Naszym ratunkiem jest Antek. – powiedział Kamil.
- Trzeba go przyciągnąć na cmentarz. Dzisiaj.
- Yhm.
Sądzę, że sobie poradzi. Dobrze, że nie poszedł do siebie na święta.
- Widać, że
ją kocha. – powiedziała Marysia.
- Jakie
widać? Przecież czytasz mu w myślach, doskonale wiesz co czuje. - Odrzekł jej brat wybuchając śmiechem.
- Dobra.
Koniec tych pogaduszek. Niedługo zacznie się ściemniać. Raz na Ziemię! – Krzyknął
Bóg, Klaskając przy tym głośno. Pyk i nagle aniołki zniknęły.
Spadali strasznie
szybko. Wrażenia można porównać do zjazdu Diabelskim Młynem – z tym wyjątkiem,
że ten był niebiański.
- Łiiiiiii – wołał zadowolony Kamil.
- Aaaaa,
cała fryzura mi się rozwali, maaaamo !!! – krzyczała Marysia machając rękami.
Bum. Nagle zerwał się wiatr.
Wylądowali.
*
Święta. Czas
wielkiej szczęśliwości, spotkań z bliskimi, przytulania, życzliwości,
prezentów, wzruszeń… po prostu piękna ludzkiej egzystencji, wydobycia tego co w
nas najlepsze.
Asia od
zawsze uwielbiała ten okres – razem z bratem, siostrą i tatą szli na
poszukiwania wyjątkowej choinki – takiej najładniej pachnącej, z dużą ilością
gałązek, na których można zawiesić wiele ozdób przygotowywanych od lat w ich
rodzinie. Potem, gdy już wybrali tegorocznego zielonego gościa, ubierali go w
najpiękniejsze bombki, łańcuchy z waty i innych materiałów, wiszące figurki
własnej roboty, cukierki, anielskie włosie i oczywiście przepiękną gwiazdę.
Następnie
pomagali mamie w gotowaniu – co głównie kończyło się umazanymi w kremie, bądź
cieście buziami, kupą śmiechu i dużą ilością sprzątania.
Następnie
siadali do stołu razem z dziadkami, dzielili się opłatkiem , odpakowywali
prezenty, śpiewali Kolendy… jak w każdej rodzinie, cieszyli się swoją
obecnością, w tym wyjątkowym okresie.
Asia
przysiadła na ławeczce. Dziś obchodziła dwudziestą wigilię w swoim życiu. Od
dwóch lat nie wyglądała ona tak, jak we wspaniałych wspomnieniach. Wyciągnęła
opłatek i świeczkę.
Otaczała ją
głucha cisza. Zamknęła oczy, wyobrażając sobie uśmiech brata – miałby teraz
czternaście lat, pewnie chciałby dostać nowe korki, albo piłkę. Nawet w tak
srogą zimę, jak ta wyszedłby na dwór i kopał o ścianę. A siostra – teraz
grałaby zbuntowaną nastolatkę, za pewne wielu chłopców leciałoby na jej długie
blond włosy i zielone oczy. Pewnie byłaby wyższa od Asi. Rodzice zaś
kwitowaliby wszystko śmiechem, zaganiając rodzinkę do stołu. Tata zacząłby
fałszować Kolendy, a mama nie mogłaby
usiedzieć w miejscu, delikatnie namawiając każdego do spróbowania
pierożków, bigosu, czy innej potrawy. Asia zaś cieszyłaby się, że ma ich
wszystkich przy sobie, a nie tylko we wspomnieniach. Nie chowałaby ich
fotografii , jak to zrobiła jakiś czas temu, aby nie płakać po każdym wejściu
do domu. Potrafiłaby się uśmiechać i nie odcięłaby się od reszty rodziny . Przy
wigilijnym stole byłoby jedno puste miejsce, a nie pięć.
Niestety tak
nie mogło się stać. Niektórych marzeń nie da się spełnić, choćby nie wiem ile
pierwszych, spadających i świątecznych gwiazdek się widziało. Chłopak, z którym
się spotykała od paru miesięcy, nie wiedział, że jej najbliższa rodzina
opuściła ją dwa lata temu, gdy jakiemuś pijanemu kierowcy zachciało się
szybkiej jazdy. Jeszcze nie potrafiła mu o tym powiedzieć. Sama do
końca , nie pogodziła się z ich odejściem – nawet w myślach nie mówiła, że
umarli, choć ostatnie gwiazdki spędzała, tak jak teraz – na cmentarzu, przy
grobach bliskich.
Stawiała tam świeczkę – nie znicz, lecz tę, która
zawsze gościła na ich wigilijnym stole. Wyjmowała opłatek i siedziała tak parę
godzin myśląc o tym co straciła i żałując, że nie zabrali jej ze sobą. Miała
nadzieję, że zamarznie, zapomni. Nic z tego. Jedynie co jej pozostawało to
zranione serce. Na co dzień nie myślała o tym tyle, lecz, gdy przychodziło Boże
Narodzenie ogarniała ją tęsknota, tak
bolesna, że nie była w stanie nic zrobić.
Chciała
powiedzieć Antkowi co się stało, ale nie wiedziała jak. Żadna okazja nie była
odpowiednia, każda chwila zbyt cenna, aby kalać ją smutkiem.
Kiedy ma mu
się zwierzyć? Przy kolacji? Może jeszcze wigilijnej, gdy każdy będzie szamał
specjały świąteczne?
Uśmiechnęła
się do swoich ponurych myśli. Po jej
policzku płynęły łzy.
*
- I
znowu płacze. Co robić? – Zamyślił się
tata.
- Pomarańcze
i mandarynki! Ale bym sobie zjadł, chociaż jedną! – zawołał tęsknie Kamil, gdy
usłyszał myśli siostry o świątecznym stole.
- Mandarynki? Czemu tu pachnie mandarynkami?
– spytała Asia samą siebie, rozglądając się dookoła.
- Ups. –
skrzywił się anielski chłopiec.
-Ups? Ups?!
– krzyknęła Marysia.
- Coś Ty
narobił?!
- Uspokój
się dziecko. – powiedziała mama.
- Ale mamo
zobacz. – Dziewczyna wskazała na drzewo, znajdujące się parę metrów od grobów.
Z jednej strony stal za nim, jakiś mężczyzna, z drugiej leżał kosz z
mandarynkami i pomarańczami.
- I co
teraz? Przecież tego nie podniesiemy! Jak? Siłą woli?! Oj młody, zobaczysz, Bóg
cię wypatroszy i z szarych zrobi czarne skrzydła!
- Cicho
siedź, patrz co robi nasza siostra, a nie będziesz darła japę.
Spojrzeli na uśmiechniętą twarz Asi,
która wciąż rozglądała się za źródłem zapachu. Nie mogła widzieć nic co
znajduje się koło drzewa, ale jej wzrok często tam błądził.
*
Antek
zaprosił ją na Święta do siebie. Odmówiła, mówiąc , że musi jechać do dziadków.
Bardzo się tym zdziwił, gdyż nigdy o nich nie wspominała. Raz widział zdjęcie,
które zapomniała schować. Znajdowała się na nim w otoczeniu najbliższych. Z
racji tego, że o nich również nigdy nie mówiła, uznał, że się pokłócili i
dziewczyna będzie smutna jeśli o nich wspomni. Ich związek trwał już ponad pół roku. Przez ten okres nie raz
bywali w jego rodzinnym domu. Widział radość malującą się na twarzy Asi, gdy
bawiła się z dziećmi jego siostry, wszyscy ją lubili – zresztą z wzajemnością.
Nie mógł zrozumieć , jak tak miła i serdeczna osoba mogłaby mieć problemy z bliskimi. Dlatego porzucił swoją
hipotezę o kłótni i zaczął się uważniej przyglądać dziewczynie. Bardzo mocno ją
kochał i nie chciał, żeby się smuciła.
Kiedy
odmówiła wyjazdu na Święta razem z nim, postanowił, że też nie pojedzie. Chciał
sprawdzić, co Asia zrobi. Początkowo, takie śledzenie wydało mu się chore, ale
on po prostu musiał odkryć co ją tak gnębi, co sprawia, że płacze przez sen, a
potem udaje, iż nic nie pamięta.
Teraz stał
cichutko za starym drzewem, oddalonym od grobów rodziny Asi, o parę metrów. Po
jego twarzy płynęły łzy.
Wszystkiego
się spodziewał, ale nie tego. Jak jedna mała kobietka może sobie poradzić w
takiej sytuacji. Przechodził koło tego miejsca, wiele razy pierwszego
listopada. Mama mówiła mu, że doszło do wielkiej kraksy w wyniku, której zginęło cztery osoby, ale w
życiu nie skojarzyłby tego ze swoją dziewczyną.
Patrzył na
jej skuloną postać, oświetloną promieniem świecy. Długi, brązowy warkocz
wystawał spod wielkiej czapy, mały nosek zaczerwienił się lekko, policzki
opuchnięte od płaczu. Nie widział jej
niebieskich oczu wpatrujących się w pomniki. Była głęboko zamyślona,
pogrążona w swoim świątecznym bólu.
- Tak nie może być. Ona nie powinna
być teraz sama. –
Pomyślał. Otarł łzy i poszedł w stronę ukochanej, pragnąc przywrócić jej radość
bliskości świątecznej.
*
- No w końcu
się do niej ruszył. Już zapomniałem, jak to jest być ludziem… - powiedział
Kamil.
-
Człowiekiem młotku… - poprawiła go Marysia.
- Nie
przerywaj. Jak mówię, że ludziem, to ludziem! Chciałem po prostu powiedzieć, że
ja bym to szybciej zrobił, bo nie chciałoby mi się tak marznąć.
- Przecież
Ty nie marzniesz.
- Ale oni
marzną.
- Oni nie
czują teraz chłodu, bo myślą o sobie. Kochają się.
- To jak
jest się zakochanym, to nie jest zimno?
- Nie
denerwuj mnie proszę Cię, bo stracę swoją anielską cierpliwość.
- Oj Maryś,
daj spokój, lepiej patrz. Oni są lepsi niż film.
- Zrobimy
klimat. Trochę światła, trochę błyszczącego śniegu… może jakieś Kolendy w tle i
padające śnieżynki? – małe aniołki chwilę skupiły się na tym co chciały
uzyskać. Przyjrzały się swojej robocie
zadowolone.
- Dobra, a
teraz cicho siedź.
*
Było
naprawdę bardzo zimno i pięknie. Drzewa otulone śniegowym puchem, błyszczały w
sztucznym świetle latarni, tak samo jak zaspy i dachy domów. Wszędzie migotały
świąteczne lampki. W powietrzu czuć było szczęście.
Asia uznała,
że czas się zbierać, bo w końcu naprawdę zamarznie. Zaczęła wycierać nos, nie
słysząc kroków Antka. Trzęsła się z zimna i emocji. Chłopak przestraszył ją, gdy
podszedł i przytulił od tyłu.
Asia szybko
przekręciła się w jego stronę. Miała zamiar wydostać gaz pieprzowy z płaszcza,
gdy ujrzała jego twarz.
- Ty! Czemu
mnie tak nastraszyłeś! – Dziewczynie raptem kamień spadł z serca na widok
ukochanego. Nawet się szerzej uśmiechnęła, gdy mocniej ją objął.
- Antośku,
co Ty tu robisz? Dlaczego nie jesteś w domu?
- Mogłaś mi odmówić wypadu w Zaduszki, Mikołajki
i inne takie, ale Wigilię spędza się z ukochanymi, nie wiesz o tym? – Spojrzała
na niego smutno.
- Ale…
- Dlaczego
mi nie powiedziałaś? – wskazał na nagrobki. Patrzyła mu prosto w oczy. Nie
mogła uwierzyć, jak łatwo jej serce ze stanu totalnej rozsypki, podniosło się
niczym na anielskich skrzydłach i bije sobie radośnie. Wszystko to za sprawą
Antka.
- Nie
wiedziałam jak. Słuchaj Antosiu nie mogę Cię przedstawić mojej rodzinie, bo
wiesz… oni odeszli i w sumie to nikogo nie mam? – Pierwszy raz widziała żeby
jej chłopak płakał.
- Masz mnie.
– Powiedział przytulając ją mocniej.
- Kocham
Cię.
- Ja Ciebie
też. Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Obudził
się we mnie detektyw. – uśmiechnął się delikatnie.
- Śledziłem
Cię
- Och. No
ładnie . Ależ mi się chłopisko trafiło –
uszczypnęła go delikatnie w policzki i pocałowała.
- Więc? –
spytała.
_ Więc co ?
– odpowiedział zdezorientowany.
- Chcesz ich
poznać tak? – Kiwną twierdząco głową,
nie wiedząc co dziewczyna zrobi. Czuła się dziwnie radosna. Ten zapach
pomarańczy i mandarynek oraz pojawienie się Antka zabiły w niej ból. Czuła się
tak, jakby rodzina była tuż obok na wyciągnięcie ręki. Przez chwilę myślała, że
słyszała ich głosy. Myślała, że wariuje, ale wrażenie szybko minęło.
Na każdym
grobie było małe zdjęcie i cytat. Antek przyjrzał się uważniej. Choć sytuacja
była poważna i smutna, mało co nie wybuchnął śmiechem.
- Skąd
pochodzą te słowa?
- To
najlepsze teksty, moim zdaniem oczywiście, jakie kiedykolwiek padły z ich ust…
- Przecież to…
- Wiem,
wiem. Trochę nieetyczne, ale ja na nich nie patrzę, jak na anielskie duszyczki.
To moja rodzina, która lubiła się pośmiać, pożartować. Takich mam ich w pamięci
i każdy kto tu przychodzi. Dlatego postanowiłam dać wszystkim małą namiastkę
tego co miałam na co dzień… a że się pośmieją przy grobie to chyba nic złego,
skoro po prostu dobrze wspominają zmarłych?
- Acha.
- No. To mój
tata, mama, brat Kamil i siostra Marysia. – przyjrzał się każdej fotografii po
kolei.
- Choć
pójdziemy już do mieszkania, tylko wiesz u mnie nie jest zbyt świątecznie…
- To nic, u
mnie jest. Przygotowałem się. – powiedział z uśmiechem.
Poszli do
niego trzymając się za ręce. Gdy przechodzili koło drzewa Asia zatrzymała się
zdziwiona.
- To ty je
tu przyniosłeś? – spytała ukochanego patrząc na koszyk z owocami. Antek podążył za jej wzrokiem.
- Nie mam
pojęcia skąd wziął się tutaj ten koszyk.
- Prezent od
mikołaja? – dziewczyna uśmiechnęła się.
- Pewnie
tak. Przecież cały czas tu stałem, tylko duch mógł go, tu zostawić. – zaśmiali
się i rozejrzeli dookoła. Dziewczyna podeszła do koszyka. W środku oprócz
owoców, znajdowały się rękawiczki, które zgubiła dawno temu.
- Chyba
jednak, anioły, albo duchy istnieją. – powiedziała podnosząc kosz.
-Hm?
- Te
rękawiczki, parę lat temu zakosił mi mój młodszy brat. Wkurzył się na mnie i
gdzieś schował. Nie mogłam ich znaleźć. Teraz chyba je zwraca. – Dziewczyna
spojrzała w stronę grobu.
- Dzięki Wam bardzo -
pomyślała.
W mieszkaniu podzielili się opłatkiem,
rozmawiali przez telefon z mamą Antka, która suszyła im głowę, że nie przybyli
do nich na Wigilię. Gdy opowiedzieli jej dlaczego nie mogli dotrzeć, popłakała
się bidulka i rozkazała przybyć na jutrzejszy świąteczny obiad, inaczej
wydziedziczy syna. Przerazili się nienażarty.
Uznali, że zrobią jej mały prezent. Do
rodzinnego domu chłopaka dojeżdżało się w półtorej godziny. Wsiedli więc do
samochodu i wyruszyli. Asia po raz pierwszy od dwóch lat była w pełni
szczęśliwa.
*
Wigilię u
rodziny Antośka obserwowało czterech aniołów oraz jeden Bóg – za to
Wszechmocny.
- To wcale
nie jest mój najlepszy tekst. Naprawdę, co ta Aśka ma w głowie – powiedział
Kamil.
- Ważne, że
w końcu jest szczęśliwa. – powiedziała
jego mama, patrząc na swą żywą córkę bawiącą się z małymi dziećmi i
odpowiadającą na pytania swojej przyszłej teściowej. Wszyscy byli uśmiechnięci
i szczęśliwi.
Kamil
próbował siłą woli ulepić śnieżkę i obrzucić ją Marysię. Jedyne co mu z tego
przyszło to jaśniejsza aura spowodowana wysiłkiem.
- Dobrze się
spisaliście. Kamil pomysł z pomarańczami i mandarynkami był fantastyczny, choć
lekko ryzykowny.-Pomysł?! Jaki pomysł?! On to zrobił z obżarstwa! – krzyknęła
siostra chłopca.
- Oj nie
smędź już. To jak z tymi skrzydłami? Zbieleją?
- Zbieleją,
oczywiście. Wszyscy przechodzicie na najwyższy stopień wtajemniczenia, czyli
już nie musicie być wysyłani na Ziemię.
Wszyscy
jęknęli niezadowoleni.
- Tak wcale?
Nigdy? – spytał tata. Każde z nich chciało od czasu do czasu odwiedzać Aśkę.
- Zobaczymy
co da się zrobić. Dobra, ja lecę obdarować zwierzęta ludzkim głosem. Jeśli
chcecie do północy możecie tutaj siedzieć, potem jazda do Nieba i pasterkowe
śpiewy. Możecie trochę pobawić się w ludzi, ale jak ktoś was zobaczy to się
pogniewamy.
- Co to
znaczy pobawić w ludzi? –spytał Kamil
- widzisz tą
zaspę?
- Tak.
Bóg popchnął
go we wskazaną zaspę. Chłopak poczuł zimno. Ręce miał całe mokre, a na nich
rękawiczki.
- Miłej
zabawy. – powiedział Najwyższy i znikł.
Wszyscy
zostali do określonej przez Boga godziny, żegnając się z siostrą i córką,
napawając się jej szczęściem i bijąc śnieżkami.
Potem
kolędowali, a ludzie wraz z nimi:
„Dzisiaj w
Betlejem, Dzisiaj w Betlejem
Wesoła
nowina…”
Materiały:
Link do zdjęcia tytułowego: http://www.volunteerprincess.com/blog/post/3289406